Trudno zaprzeczyć, że jednym z powodów, dla którego ludzie podejmują trud pielgrzymowania do miejsc świętych, są cuda, jakie w tych miejscach się dokonują. Bardzo rzadko udaje się je potwierdzić szczegółową dokumentacją medyczną, nie znaczy to jednak, że osoby świadczące o nadzwyczajnej Bożej ingerencji w swoim życiu, jaka miała miejsce za przyczyną Matki Bożej lub któregoś ze świętych, nie mówią prawdy i nie mają daru przekonywania.
Spisywana w XVII i XVIII wieku „Księga łask” (Liber miraculorum) zaginęła w czasieII wojny światowej, dlatego w tym miejscu postaramy się odtworzyć i uzupełnić możliwie najdokładniej księgę cudów i łask byszewskich, które oby posłużyły przymnożeniu chwały byszewskiemu Sanktuarium.
Różnego rodzaju reskrypty z XIXw. i inne, podają, że kult Matki Bożej Byszewskiej obecny był nie tylko na Krajnie, ale też w Gdańsku, na Wołyniu, tak, że nawet z wyżyny małopolskiej docierali do Byszewa czciciele Maryi. Ilość spisanych łask, tylko z przełomu XVII-XVIII w., była tak wielka, że jak przypuszcza pierwszy redaktor księgi cudów, gdybyśmy znali łaski doznane w ciągu wszystkich wieków, byłoby dziś Byszewo miejscowością znaną na całą Polskę. Poniżej przytoczony zostanie informacja podana przez ks. Jakuba Fankidejskiego, którą przekazał mu ówczesny proboszcz byszewski ks. Wilhelm Bolt:
„Łask nadzwyczajnych doznawali wierni w Byszewie zaraz po przeniesieniu cudownego obrazu z Obry w roku 1645, ale »pożal się Boże« (pisze pierwszy autor świadectw), dla nieszczęsnych czasów, jak i z niedbałości proboszczów, nie zostały spisane. Dopiero około roku 1690 zaczął je spisywać ówczesny, zresztą nieznany, proboszcz byszewski. Po nim i jego następcy dalej prowadzili te zapiski, aż do roku 1765. Z tego czasu wszystkich świadectw jest przeszło czterdzieści; zwykle wierni, którzy doznali jakiejś nadzwyczajnej łaski przez przyczynę Najświętszej Maryi Panny Byszewskiej, sami przychodzili tu, wdzięcznością wiedzeni, żeby podziękować Matce Najświętszej, spowiadali się i Komunię św. przyjęli, a potem przed proboszczem i różnymi świadkami, co się stało, opowiedzieli”.
Przez przyczynę Matki Najświętszej widzą
„W roku 1690 pani Kasprowa, mieszczka z Koronowa, ofiarowała tu do miejsca świętego Dorotę, córkę Piechoty szewca, która na oczy tak »zapadła«, że wcale nie widziała. Gdy tę drogę odprawiła i tam dała na Mszę św., powróciwszy do domu, tęż córkę zastała przy dobrym zdrowiu i wzroku.
W roku 1694, w samą uroczystość Narodzenia Matki Najświętszej, przybyła do Byszewa Regina, „zwana Jędrzejowa”, ze wsi Dębno, która na prawe oko nic nie widziała; ofiarowała się tegoż dnia do Matki Boskiej i zaraz »przewidziała«; zeznała też przed o. Karolem Kucharskim, proboszczem ówczesnym, jako i przed świadkami Janem z tejże wsi Dębno, Stanisławem z Wielkiego Łęcka i Adamem z Salna.
W roku 1758 dnia 17 lipca przybyła tu Maryanna Kubacka, młynarka z Gruczna i zeznała w obecności świadków, »co i pod przysięgą gotowa stwierdzić: jako jej synaczek na oczy zaniewidział, tak, że mu i powieków otwierać nie było można. Strapiona matka szukała pomocy, ale wszystko daremnie, dziecię już nawet i ssać nie chciało. Wtem przyjeżdża do niej młynarka byszewska, widzi dziecię ślepe, matka opowiada swoją boleść: Ej kochana pani, mówi młynarka byszewska, dla Boga udaj się waszeć z tem dziecięciem gdzie na święte miejsce, życzę do Byszewskiej Najśw. Panny, gdzie niedawno cud się stał dość znaczny (i poczęła opowiadać o opuchłym chłopcu, o którym będzie mowa poniżej), a upewniam waszeci, że tam łaski Maryi doznasz na dziecięciu. Ta zaraz, nie mieszkając, synaczka do Byszewy ofiarowała; tylko, że z Gruczna daleko, a iść tedy nie mogła, tymczasem więc do swojego kościoła w Grucznie poszła, na Mszę św. dała i wyspowiadawszy się, komunikowała na tę intencyą. Po odprawionym nabożeństwie przychodzi do domu, a dziecię w kolebce otwarte oczy mając i do matki się uśmiechając, z paciorkami wesoło igrało, bo natychmiast zdrowe zostało. Dla czego umyślnie tu matka z dziecięciem do Byszewy przyjechała, Bogu i Maryi Pannie za łaskę doznaną dziękując«”.
Chromi chodzą
„Powyżej wspomniana Kasprowa z Koronowa miała też syna, który bardzo cierpiał na nogi i nie mógł chodzić. Mówiła mu wtedy, żeby się ofiarował do Byszewy, co też uczynił; a że iść nie mógł, ona za niego poszła na to miejsce święte. Gdy powróciła z Byszewy, syna już znalazła zdrowym na nogi.
Około tego samego czasu Stanisław Niewieściński, miecznik pruski, a kasztelan elbląski, złamał sobie jakoś nieszczęśliwie nogę tak dalece, że już o życiu desperował. Ale uczynił pielgrzymkę do Byszewy i tam leżąc przed cudownym obrazem, jakby ze śmierci znowu do życia i zdrowia został przywrócony.
Roku Pańskiego 1732 dnia 21 października Andrzej Witkowski, kucharz z Żołędowa, przyszedł tu podziękować Pannie Najśw. Za uzdrowienie; zeznał, że chorował niedziel szesnaście, ledwie na kulach mógł postąpić; gdy się tu na miejsce święte ofiarował, zaraz ozdrowiał, kule porzucił, spowiadał się tu i Sakrament Najświętszy przyjął”.
Konający do życia powróceni
„W roku około 1693 Wojciecha Chrzęstowskiego, kasztelana nakielskiego, syn bardzo ciężko chorował i już prawie konał; ale go ojciec jeszcze ofiarował do Matki Boskiej w Byszewie i tak zaraz życie i zdrowie mu przywrócił.
W roku 1720 Helena Grzybińska, dzierżawczyni natenczas Mochla, zeznała wobec świadków: syn mój Ludwik bardzo ciężko chorował przez dwadzieścia niedziel, wysechł jak drzazeczka i już mi konał; wtedy ofiarowałam go do Byszewy do Matki Najśw. i samam tu przybyła i Mszy św. wysłuchała. Gdym powróciła do domu, zastałam dziecię zupełnie zdrowe. Z wdzięczności ofiarowała srebrne wotum Matce Najśw. Na dowód tego ofiarowała srebrne wotum, na którym wyryty jest obraz Najświętszej Panny.
Roku 1754 Franciszek Borma, dzieciuch młody z Byszewy, tak ciężko zachorował, że od wszystkich doktorów był opuszczony; przez dłuższy czas leżał bez zmysłów, a wszyscy mówili, że już kona. Wtedy ja sam (ówczesny proboszcz byszewski Wilhelm Górski) ofiarowałem go Najśw. Maryi Pannie w tutejszym obrazie cudami słynącej. I wnet ów chłopczyk jakby ze snu śmiertelnego ocucony, przyszedł do pierwszego zdrowia. Co cała wieś tutejsza zeznać może.
W roku 1757 dnia 29 października przybył niewołany na plebanią karczmarz byszewski Doniecki i zeznał w obecności więcej świadków: już trzy lata minęły, jako synaczek mój imieniem Franciszek przez kilkanaście tygodni chorujący, na ostatku przez dni dziewięć tak ciężko zapadł, że był od wszystkich za konającego miany, leżący jako nieruszone drewno. Smutna matka Maryanna, a żona moja, nie wiedząc, co z żywym trupem uczynić, uciekła się do łaskawej protekcyi Najśw. Maryi Panny, w obrazie byszewskiej cudami słynącej. Ślub czyni obiecując dnia jutrzejszego być nabożną i dać na Mszę św. (to było na wieczór). I otóż dziecię zaraz lepiej mieć się poczęło! Rano ucieszona matka poszła do ks. proboszcza (wtedy Ludwika Zabłockiego) i wszystko opowiada; dała na Mszę św., przyjęła sakramenta św. i ofiarę na około cudownego obrazu po kilkakroć uczyniła. Po tem nabożeństwie gdy wróciła do domu, dziecię już zdrowe zastała, z wszystkich domowych podziwieniem.
W roku 1758 dnia 7 lipca uczciwy Paweł Koncewicz, komornik z Byszewy, sam zeznał przed swoim proboszczem, wtedy Mikołajem Liszkiewiczem, jako za przyczyną Najśw. Panny cudownie do zdrowego żywota był przywrócony takim sposobem: Leżał na śmierć chory; zawołali księdza do dispozycyi, gdzie ja z Panem Jezusem sam idąc, wyspowiadałem go i Komunię św. udzieliłem. Potem trochę czekałem, aż tu wołają: już kona; prędko włożyłem jeszcze św. oleje, odchodząc widziałem, że człowiek śmiertelny, bez zmysłów, a skrzypek mu grał w gardle, mówię: niedługo dusza z niego wyskoczy. Tymczasem westchnął serdecznie do Najśw. Maryi Panny Byszewskiej (jako sam się potem przyznał), myśląc sobie w sercu: Ej, gdybym ja jeszcze, Najukochańsza Pani, tyle łaski miał, aby przed Twoim obliczem mógł się pokazać, na klęczkach bym idąc Tobie podziękował. Zaraz od tej chwili zostałem wolniejszy od choroby, a skorom obiecane nabożeństwo na klęczkach przed obrazem Maryi odprawił, dostatecznie we wszystkiem ozdrowiałem.
Roku 1759, dnia 1 marca, przyszedł pieszo podziękowanie złożyć za doznany cud Paweł Domański, dworu opata koronowskiego ogrodowy, który zeznał, że przez niedziel sześć bardzo ciężko chorował; w malignie taki ciężki ból głowy miał, że (jak sam te słowa mówił) gdyby mi dodano noża, wtenczas przebiłbym się był. W tak ciężkim paroksyzmie jużem mowę zamknął, a obecny przy mnie wtedy ks. Krauze, ekonom opactwa koronowskiego i ksiądz Chlebowski, probostwa koronowskiego komendarz, mieli mnie za konającego. Już tak bliski będąc śmierci, wspomniałem sobie o tym cudownym obrazie Matki Najśw. i tylkom westchnął do tegoż obrazu sercem bardziej, bo ustami mówić nic nie mogłem: »Matko Najśw. Byszewska, ratuj mnie!«Zaraz polepszenie zdrowii, w siołach umocnienie i apetyt do jedzenia uczułem. W dwóch tygodniach taki był zdrów, że pieszo przyszedł podziękować Matce Najśw., sakramenta św. przyjąć i ofiarę uczynić. Zeznał to przed wielu świadkami”.
Matka Najświętsza od powietrza broni
„Około roku 1693, ojciec Jakub Brudzyński, zakonu cysterskiego z Koronowa, już był zarażony morowym powietrzem, ale ślubował srebrną sukienkę Matce Najśw. i został uratowany.
Tego samego czasu, morowe powietrze srożyło się naokół, tylko wieś Trzemiętowo była jeszcze nietknięta; wtedy dzierżawca tej wioski, Mikołaj Grabowski, swojem i innych mieszkańców imieniem, uczynił ślub do Matki Boskiej Byszewskiej i tę łaskę osiągnął, że wieś jego została ocalona: wypełniając potem swój ślub dał srebrną lampę przed cudowny obraz.
W czasie tego samego zaraźliwego powietrza została także ochroniona przez przyczynę Matki Najśw. w Byszewie cudami sławnej, parafia grucznieńska. Żeby podziękować za tę opiekę Matce Najśw., urządzili uroczystą procesyą z Gruczna do Byszewy, w której ówczesny proboszcz grucznieński i dziekan świecki, ksiądz Stanisław Drążkowski, brał udział razem z całą parafią, z wdzięczności ofiarowali srebrne wotum”.
W różnych chorobach uleczeni
„Opat koronowski, Karol Czołchański, został rodzajem paraliżu tknięty, w skutek czego ręka mu coraz bardziej usychała; znikąd nie było ratunku, ale kiedy uczynił ślub do Matki Boskiej Byszewskiej, zdrowie otrzymał.
Około roku 1643 Katarzyna Peryńska, żona Kazimierza Brzozowskiego, sędziego ciechanowskiego, śmiertelnie chorowała; kiedy się ofiarowała do cudownej Matki Boskiej Byszewskiej, została zdrowa.
Podobnie też i Anna Radoszewska, córka cześnika wieluńskiego, a małżonka Wojciecha Gnińskiego, podczaszego trębowleńskiego (na Wołyniu), ciężko już na śmierć chorowała, ale uczynił ślub do Matki Boskiej w Byszewie cudownej i zdrowie niebawem odzyskała.
W roku 1678, przed obecnym opatem koronowskim Ignacym Gnińskim, zeznał ksiądz Bartłomiej Pawłowski, który był wtedy proboszczem świekatowskim, a teraz jest oficjałem bydgoskim, dziekanem świeckim, proboszczem Sierockim, co następuje: Byłem w lewą rękę piekielnym ogniem bardzo niebezpiecznie zarażonym. Zawołałem więc przyjaciół i krewnych, medyka z Grudziądza i cyrulika [Jędrzeja Wesołowskiego] z Koronowa, co by z tem czynić. Ci zgodzili się na to, że nie ma środka żadnego do ratowania, tylko trzeba rękę oderżnąć. Ale wolałem choćby i śmierć mieć, ale ręki nie chciałem stracić. I gdy się ci rozjechali, pewna białogłowa nawiedziła mnie, która przy kościele świekatowskim jałmużnę brała, imieniem Anna; ta litością zdjęta rzekła: »Panie Boże pociesz waszeci dobrodzieja, ofiaruj się waszeć do Byszewy do obrazu Najśw. Panny; daj waszeć na dwie świece i na Mszę św., ja jutro zaraz w tę drogę pójdę za waszeci, uznasz łaskę Boską za przyczyną Panny Świętej«. Stało się to wszystko, świece dane, Msza św. odprawiona i taż babka tę drogę obeszła. Za co Panu Bogu dziękuję, bo przyszedłem do zdrowia i przyznaję to osobliwszej opiece Panny Najśw.
W roku 1747, dnia 11 lipca, WJMP Jan Lewiński, sądowy i ziemski lawenburgski, z córą swoją JMĆ panną Barbarą oraz z domowymi, to jest z jednym człowiekiem sługą i drugą służebnicą, pieszo podróż spod Gdańska na to tu miejsce odprawili. Który JMĆ pan sądowy zeznał: Jako był ciężką chorobą złożony, na światło nie mógł patrzeć, doktorowie go odstąpili, zgoła nie było żadnej nadziei ratunku. Aż gdy się w samo święto Niepokalanego Poczęcia Maryi Panny do Byszewy ofiarował, tak zaraz jakby nowonarodzony ozdrowiał. Za takie dobrodziejstwo żeby podziękować Matce Najśw., podjął tę pieszą podróż, spowiadał się z wyż wyrażoną asystencyą swoją i komunikował. Co wszystko tenże JMP sądowy przede mną i jednym świadkiem Pawłem Rakowskim, organistą byszewskim, opowiedział. Ja zaś ten cud na cześć większą Maryi Panny zanotowałem, ażeby późniejsza potomność wiedziała, za co chwalić Pana Boga. X. Franciszek Borna, proboszcz byszewski, S.T. Doctor.
W roku 1757, dnia 8 grudnia, pracowity Antoni z Pańskiego Wierzchucina, przy wielu świadkach tak zeznał: Wyznaję przy wszystkich ludziach i przypisuję osobliwej łasce Najśw. Maryi Panny tu w tym obrazie cudami słynącej, iż ja, będąc złożony długą niemocą febry, [korzystałem z] różnych lekarstw, ale mi wcale nie pomagały. Wtedy udałem się pod opiekę Najśw. Maryi Panny i poślubiłem sumienie moje oczyścić przez spowiedź, i ile będę mógł dać na ofiarę, dam. Po uczynionym ślubie, podczas samego ciężkiego napadu, zaraz mi się lepiej zrobiło i zostałem niedługo potem zdrów.
Roku 1757, dnia 29 grudnia, Maryanna Bielawska, mieszkanka Nakła, przyszła tu na podziękowanie Najśw. Maryi Pannie, że długo leżąc w chorobie, gdy jej żadni nie pomagali doktorowie, uczyniła intencyą, drogę tę do Byszewy odprawić i sakramenta św. przyjąć, aliści zaraz do zdrowia przyszła.
W roku 1758, dnia 26 czerwca, przyszła do mnie niewiasta z chałupy przy młynie byszewskim, ze synaczkiem swoim, tak na twarzy spuchłym, że i podobieństwa nie było do człowieka, prosząc mnie, abym go spowiedzi wysłuchał i komunikował, bo się obawiała, by puchlina ze śmiercią do serca nie stąpiła. Kazałem iść do kościoła i dziecięciu krzyżem leżeć przed obrazem Najśw. Maryi Panny i pięć Ojcze nasz zmówić. Potem spowiedzi jego wysłuchałem; Komunii św. nie dałem mu, bo nie mógł ani ust otworzyć. Nazajutrz też matka zakupiła Mszę św. za chorego, podczas której syn krzyżem leżał, potem komunikował, bo już opuchlina znacznie opadła. Trzeciego dnia to pacholę zupełnie było zdrowe.
W roku 1760, dnia 1 czerwca, przyszedł tu niejaki Marcin z Jasieńca i zeznał: Już długo chorowałem na żółtaczkę, używałem przeróżnych lekarstw, aż w końcu nie wiedziałem, do którego doktora się udać, bo nic nie pomagało. Wtedy umyśliłem do lepszej udać się Lekarki Najśw. Maryi Panny do Byszewy. I skorom uczynił tę intencyą zaraz mi się lepiej zrobiło, a wkrótce do zupełnego przyszedłem zdrowia”.
Nawet bydełko ma opiekę
„W roku 1758, dnia 17 września we wsi Łążku, Kazimierzowi Hlajborowi wół zachorował i przez całe trzy dni tylko leżał wyciągniony i nic nie jadł. Wtedy ów Kazimierz Hlajbor westchnął ze serca do Najśw. Maryi Panny Byszewskiej i intencyą dać na Mszę św. uczynił, a wolisko natychmiast ozdrowiało. Z wdzięczności za taką łaskę przyszedł zaraz do Byszewy intencyi uczynił zadość i pod sumieniem wyznał to przy wielu ludziach.
W roku 1760, w dzień Św. Trójcy, Andrzej i Maryanna Gielkowie, małżonkowie z Tuncerzew, widząc oczywiste powietrze na bydło, bo po całej wsi ustawicznie niszczało, postanowili spólnie oboje drogę odprawić do byszewskiego obrazu Najśw. Maryi Panny, Mszę św. zakupić i sumienie swoje z grzechów oczyścić. Gdy to uczynili, w całej wsi bydło wszystko wyzdrowiało, obory ich zaś w całości zostały, tak że im i jedno bydlątko nie tylko nie zniszczało, ale ani nie zachorowało. Przybyli tu i to, co się stało, jawnie wyznali, z niemałym wielu słyszących zadziwieniem.”
Do dziś przetrwały także następujące świadectwa:
„.Niejaka Dembowska, zupełnie zrozpaczona i obłożnie chora przez wijący się kołtun (choroba skórna,) przed ołtarzem obrazu cudownego uczyniła ślub. Kołtun się rozwinął i niebezpieczeństwo minęło”.
„Bartłomiej Lenkiewicz, adwokat koronowski, który kiedyś przed bisko 18 laty stracił wzrok, przybył przed święty ołtarz, spowiadał się i wysłuchawszy Mszy św. odzyskał wzrok”.
„Dnia 17 stycznia 1792 roku, przybył do Byszewy chłopak imieniem Łukasz Dąbrowski, pochodzący z Nowejwsi, parafii murzyńskiej. We śnie widział nieznany obraz Najśw. Maryi Panny. Szukając go na kilku miejscach, doszedł do Byszewy. Tu stwierdził, że we śnie nie inny, tylko tutejszy obraz widział. Po odprawionej spowiedzi i przyjęciu Komunii św., zaraz uczuł ulgę w chorobie, którą dłużej niż rok był złożony”.
„Jakub Wolski ze starostwa gniewkowskiego, który już kilkakrotnie przygotowanym był na śmierć, z tą chwilą, jak ofiarował się do obrazu Matki Boskiej Byszewskiej, przyszedł do pierwszego zdrowia. W dniu 3 czerwca 1754 roku przyszedł do Byszewy, gdzie się wyspowiadał i przyjął Komunię św.”.
„Niejaka Małgorzata z Gącerzew chorowała na febrę i spuchła na całym ciele. Po febrze podziurawione miała nogi przez całą zimę. Ofiarowała się do tutejszego łaskawego obrazu Najśw. Maryi Panny. Puchlizna z niej zeszła, a nogi wrzodami pokryte, odzyskały dawną czerstwość. W dniu 9 października 1758 roku przybyła do Byszewy, odprawiwszy spowiedź i przyjąwszy Komunię św.”.
„Andrzej Skałecki z Mroczy leżał przez pół roku w gorączce. Ofiarując Najśw. Maryi Pannie pielgrzymkę do Byszewy, doznał łaski wyzdrowienia”.
„Agnieszka Krużewska z Suchej, przyszła do Byszewy podziękować Najśw. Maryi Pannie za wyraźną opiekę podczas połogu”.
„Barbara Mazgajska z Wielewicza, przez kilka lat nie mogła karmić dzieci, cierpiąc ból nieznośny w owrzodziałych piersiach. Skoro postanowiła odwiedzić święte miejsce Najśw. Maryi Panny w Byszewie, zaraz zdrową została”.
..Andrzej Wieczorek z Słupowej, po długiej i ciężkiej chorobie, będąc już w konaniu, westchnął do Najśw. Maryi Panny Byszewskiej, prosząc o łaskę, by mógł jeszcze Panu Bogu i Maryi służyć. Uzdrowiony przybył w dniu 27 maja 1765 roku do Byszewy, by spełnić śluby uczynione. Wszystkim ogłaszał, że Najświętsza Panna Byszewska uratowała go od śmierci".
Z całą pewnością spis powyższy nie jest kompletny, nawet jeśli pisać o samych XVII i XVIII-wiecznych łaskach. Matka Boża nieustannie oręduje za pielgrzymami i osobami poleconymi Jej szczególnej opiece. W przekazach ustnych i w ludzkiej pamięci, wciąż jeszcze są obecne łaski i cuda z XX wieku i te dzisiejsze. Wystarczy choćby wspomnieć o kopi cudownego wizerunku Matki Bożej, będącej wotum za cud uzdrowienia z choroby nowotworowej, lub fakt wyzdrowienia (de facto wskrzeszenia) Leokadii Ufnal z Gogolina, którą w Szpitalu Wojewódzkim w Bydgoszczy uznano za zmarłą i przeniesiono do kostnicy. Rano, w czasie gdy w Byszewie odprawiana była Msza św. w intencji jej powrotu do zdrowia, zastano ją żywą. Po tym cudownym zdarzeniu żyła jeszcze przez kilka lat (zmarła w 1971r.).